Jedna z największych galerii w Londynie, niesamowicie blisko Big Bena, sprawiająca wrażenie kameralnej i nieodkrytej a przy okazji chyba najmniej doceniona przez turystów. W samym centrum miasta - miejsce pełne ciszy, skupienia i niewątpliwego uroku. Jeśli chcecie poznać największych malarzy Anglii - nie mogliście lepiej trafić! Przed Wami Tate Britain...
William Blake, John Constable, William Hogarth, Thomas Gainsborough, Dante Gabriel Rossetti, William Turner, John Everett Millais, John William Waterhouse, Francis Bacon... By poznać prawdziwą Wielką Brytanię - niewątpliwe trzeba poznać wszystkich wymienionych powyżej panów.
- "Kamil zupełnie nie rozumiem tego całego malarstwa! Po co komu ta sztuka, na co te wszystkie epoki, o co w tym wszystkim chodzi? Nie czuje tego zupełnie. Przeszłam z Tobą całe kilometry, przez te wszystkie londyńskie muzea, galerie i pałace. Powiedz mi skąd u Ciebie taka miłość i fascynacja do tego co było, do tych wszystkich artystów?"
Powyższe pytania i to zupełnie zrozumiałe zdumienie, padły z ust Kasi. Kasia rzeczywiście towarzyszyła mi wszędzie i to wbrew swoim osobistym zainteresowaniom. Pytania jakie od niej usłyszałem wcale nie są przejawem ignorancji. To zupełnie naturalne, że większość osób nie rozumie malarstwa, rzeźby i tej całej fascynacji, która jest ze mną chyba od zawsze. Jakże często słyszę od moich turystów zdumienie, że tak długo można opowiadać o jednym obrazie. Ogromna rzesza tych, których miałem okazje spotkać przez te wszystkie lata mojej podróżniczej pasji nie mogła wyjść ze zdumienia, że potrafię spędzić kilka godzin w jednym miejscu chłonąc każdy napotkany szczegół...
Czemu tak jest? Wina jest po stronie naszych nauczycieli, rodziców. Muzea kojarzą nam się z nudą, z patosem... Ilekroć na szkolnych wycieczkach bez większego zainteresowania przebiegaliśmy korytarzami muzeów zerkając co chwila na miliony rozwieszonych obrazów. Bez przygotowania, bez wiedzy, by zmieścić się w określonym czasie. A obrazy, które przecież oglądamy są jedynie wstępem do czegoś większego, wstępem do ludzkich historii - niejednokrotnie dramatów, szaleństwa, trudów codzienności - do życia! I ta fascynacja sztuką była bliska wyłącznie naszym polonistkom... To one z szaleństwem w oczach chłonęły galerie - a my uczniowie w tym czasie nudziliśmy się nieprzeciętnie...
Nie oglądajmy więc wszystkiego naraz, wybierzmy sobie jednego artystę, albo nurt i podążajmy w kierunku naszych zainteresowań. Idąc do któregokolwiek z muzeów poczytajmy, obejrzyjmy film... Malarstwo można pokochać na każdym etapie naszego życia. A wstępem do takiej miłości niech będą ludzie. Nie gloryfikujmy artystów - popatrzmy na nich jak na zwykłych zjadaczy chleba, z troskami, z radościami, z błędami - oni są naprawdę podobni do nas.
Oglądając rzeźby Rodina nie da się nie wspomnieć o jego podwójnym życiu uczuciowym, szaleństwie zakochanej w nim Camille Claudel - która poświęciła dla tej miłości całe swoje normalne życie, ba poświęciła normalność trafiając do zakładu dla obłąkanych. Opowiadając o ekscentryku jakim niewątpliwie był Salvador Dali zapominamy, że poza skandalami erotycznymi i wielkimi pieniędzmi jakie posiadał - pod koniec życia umierał w samotności i bólu po poparzeniach, które spowodowane były pożarem jego ukochanego domu. Podziwiając przepiękną Elizabeth Siddal na prawie wszystkich obrazach Dante Rosettiego prawie nikt nie wie, że zaraz po ślubie z Rosettim, rodzi martwą córkę, przez co pogrąża się w depresji, która popycha ja do samobójstwa przez zażycie dużej dawki laudanum. Z tego powodu malarz ma wyrzuty sumienia, które dręczą go do końca życia. Cierpi na bezsenność i powracającą depresję. I to wszystko widać w jego dziełach, w symbolice, w szczegółach... Słysząc o Williamie Blake'u w uszach dzwoni nam fraza zasłyszana na lekcjach języka polskiego "Szalony Blake", "Wariat"... A czy ktokolwiek zadał sobie trud by sprawdzić czemu tak nazywamy tego artystę? Czy znamy jego życie? Jego osobowość od wczesnych lat wykazywała dziwaczne dla otoczenia, mistyczne i wizjonerskie cechy. Doznawał licznych objawień religijnych, co odzwierciedlało się w jego dziełach malarskich i pisarskich. To wszystko wiemy... Gdy jednak opowiadam moim turystom, że był to człowiek stroniący od wszelakich używek a z natury był domatorem rzadko opuszczającym swoje cztery ściany - mało kto daje temu wiarę.
W moim osobistym odczuciu absolutnie nie wolno interpretować sztuki - i nie ważne czy to będzie literatura, malarstwo, rzeźba czy muzyka - sztuki nie wolno interpretować w oderwaniu od życia twórców. Czemu na języku polskim nauczyciele mówią nam sentencje rodem z Gombrowicza "Słowacki wielkim poetą był!", Czemu omawiając lektury nikt nie powiedział nam o tym jakie życie prowadził sam Gombrowicz? Analizowałem w liceum "Ferdydurke" - pod dyktando mojej polonistki. I dopiero po latach zrozumiałem, że podana na tacy interpretacja mijała się z prawdą... Nie da się analizować sztuki, zrozumieć jej w oderwaniu od życia artystów. No nie da się!
Pracując od lat jako przewodnik - a kocham to robić ponad wszystko, staram się pokazywać ludziom drugą stronę obrazów, zabytków, muzeów... Ludzi trzeba zafascynować, opowiadać z głębokim przekonaniem i radością. Ileż razy miałem okazję obserwować swoich kolegów - którzy wiedzę przekazywali encyklopedycznie. Tak nie można.
Do tej małej dygresji zainspirowała mnie właśnie Kasia i galeria Tate Britain... A więc zanim wybierzecie się gdziekolwiek zaopatrzcie się w choćby podstawowy przewodnik. Czytajcie. Jakże przyjemniej będzie się zwiedzało, gdy obrazy nie będą zbieraniną obrazków a właśnie historią ludzkich przeżyć...
W Tate Britain historia ludzi widoczna jest na każdym kroku. Nawet sam budynek - klasyczny choć niebanalny - daje nam pewną namiastkę tego co odkryjemy w środku.
Historia galerii zaczyna się od momentu, gdy Henry Tate XVIII wieczny milioner cukrowy, podarował narodowi własne zbiory malarstwa wiktoriańskiego i trochę funduszy na budynek. Rząd po długim wahaniu, z niechęcią przyjął dar Tate'a. Rozpętała się dyskusja, gdzie należy postawić budynek na zbiory: w South Kensington, Blackfriars czy Millbank, gdzie grunty były dostępne najwcześniej. Pieniędzy było niedużo i postanowiono zastąpić dotychczasowe więzienie Millbank właśnie nową galerią Tate'a.
Dzisiaj to muzeum zachwyca - neoklasycystycznym wnętrzem zgodnym z duchem oświecenia, przepięknym hallem wejściowym i majestatyczną rotundą... Kilkanaście lat później William Turner, o którym bez wątpienia możemy powiedzieć, że jest dla Anglii tym samym czym dla nas Polaków Matejko - zapisuje narodowi ok. 300 obrazów, 20 tysięcy rysunków, i prawie trzysta szkicowników. I to wszystko do dnia dzisiejszego możemy oglądać odwiedzając Tate Britain. W galerii można także oglądać największą na świecie kolekcję malarstwa prerafaelitów - dodam, że prerafaeltitą był właśnie wspomniany przeze mnie Rosetti, którego żona popełniła samobójstwo. To słynne brytyjskie bractwo artystyczne w 1848 roku założyli John Everett Millais, Dante Gabriel Rosetti i William Hollman Hunt, młodzi malarze zbuntowani przeciw wiktoriańskiemu akademizmowi. Głosili odnowę sztuki w duchu prostoty i szczerości sprzed maniery Rafaela, stąd nazwa grupy prerafaelici. Postępowali według wskazań Johna Ruskina, który głosił artystyczny powrót do natury w myśl hasła "nic do wyrzucenia". Malując swoje obrazy, prerafaelici z fotograficzną wiernością odtwarzali każde źdźbło trawy i detal krajobrazu. A mimo to nie byli naturalistami, ich obrazy podszyte są symbolizmem. Otwierająca wystawę "Ofelia" Millaisa przedstawia samobójczą śmierć szekspirowskiej bohaterki "Hamleta". Artyście pozowała w wannie pełnej wody muza prerafaelitów Elisabeth Siddal, ale pejzaż malowany jest już drobiazgowo z natury...
Zwiedzając galerie nie wolno również przegapić obrazów Davida Hockney'a, które powstały przede wszystkim z braku pieniędzy... Jego obrazy mówią wiele o nim samym, jego zainteresowaniach, inspiracjach, poszukiwaniach, środowisku, podróżach i wydarzeniach, które okazały się twórczymi impulsami. Mają więc szeroki autobiograficzny kontekst, chociaż artysta nie traktuje ich jako dziennika czy szkicownika, lecz najczęściej jako samodzielne prace. I tutaj koniecznie trzeba zobaczyć "Mr and Mrs Clark and Percy" z 1971 r. nie bez powodu nazywany bywa „małżeństwem Arnolfinich XX wieku”. Podobnie jak 500 lat wcześniej Jan van Eyck malujący Arnolfinich Hockney proponuje coś więcej niż wizerunek dwojga młodych, pięknych i modnych przedstawicieli londyńskiej bohemy. Każdy szczegół, od przekwitających lilii w wazonie, po siedzącego na kolanach Ossiego Clarka kota, ma tu ukryte emblematyczne znaczenie. Artysta słynie jako mistrz portretu podwójnego.
Jako ciekawostkę dodam, iż Tate Britain w ostatnich latach przeszła gruntowny remont, który kosztował bagatela 45 mln funtów...
Oczywiście wstęp do Tate Britain jest absolutnie bezpłatny.
- "Kamil zupełnie nie rozumiem tego całego malarstwa! Po co komu ta sztuka, na co te wszystkie epoki, o co w tym wszystkim chodzi? Nie czuje tego zupełnie. Przeszłam z Tobą całe kilometry, przez te wszystkie londyńskie muzea, galerie i pałace. Powiedz mi skąd u Ciebie taka miłość i fascynacja do tego co było, do tych wszystkich artystów?"
Powyższe pytania i to zupełnie zrozumiałe zdumienie, padły z ust Kasi. Kasia rzeczywiście towarzyszyła mi wszędzie i to wbrew swoim osobistym zainteresowaniom. Pytania jakie od niej usłyszałem wcale nie są przejawem ignorancji. To zupełnie naturalne, że większość osób nie rozumie malarstwa, rzeźby i tej całej fascynacji, która jest ze mną chyba od zawsze. Jakże często słyszę od moich turystów zdumienie, że tak długo można opowiadać o jednym obrazie. Ogromna rzesza tych, których miałem okazje spotkać przez te wszystkie lata mojej podróżniczej pasji nie mogła wyjść ze zdumienia, że potrafię spędzić kilka godzin w jednym miejscu chłonąc każdy napotkany szczegół...
Czemu tak jest? Wina jest po stronie naszych nauczycieli, rodziców. Muzea kojarzą nam się z nudą, z patosem... Ilekroć na szkolnych wycieczkach bez większego zainteresowania przebiegaliśmy korytarzami muzeów zerkając co chwila na miliony rozwieszonych obrazów. Bez przygotowania, bez wiedzy, by zmieścić się w określonym czasie. A obrazy, które przecież oglądamy są jedynie wstępem do czegoś większego, wstępem do ludzkich historii - niejednokrotnie dramatów, szaleństwa, trudów codzienności - do życia! I ta fascynacja sztuką była bliska wyłącznie naszym polonistkom... To one z szaleństwem w oczach chłonęły galerie - a my uczniowie w tym czasie nudziliśmy się nieprzeciętnie...
Nie oglądajmy więc wszystkiego naraz, wybierzmy sobie jednego artystę, albo nurt i podążajmy w kierunku naszych zainteresowań. Idąc do któregokolwiek z muzeów poczytajmy, obejrzyjmy film... Malarstwo można pokochać na każdym etapie naszego życia. A wstępem do takiej miłości niech będą ludzie. Nie gloryfikujmy artystów - popatrzmy na nich jak na zwykłych zjadaczy chleba, z troskami, z radościami, z błędami - oni są naprawdę podobni do nas.
Oglądając rzeźby Rodina nie da się nie wspomnieć o jego podwójnym życiu uczuciowym, szaleństwie zakochanej w nim Camille Claudel - która poświęciła dla tej miłości całe swoje normalne życie, ba poświęciła normalność trafiając do zakładu dla obłąkanych. Opowiadając o ekscentryku jakim niewątpliwie był Salvador Dali zapominamy, że poza skandalami erotycznymi i wielkimi pieniędzmi jakie posiadał - pod koniec życia umierał w samotności i bólu po poparzeniach, które spowodowane były pożarem jego ukochanego domu. Podziwiając przepiękną Elizabeth Siddal na prawie wszystkich obrazach Dante Rosettiego prawie nikt nie wie, że zaraz po ślubie z Rosettim, rodzi martwą córkę, przez co pogrąża się w depresji, która popycha ja do samobójstwa przez zażycie dużej dawki laudanum. Z tego powodu malarz ma wyrzuty sumienia, które dręczą go do końca życia. Cierpi na bezsenność i powracającą depresję. I to wszystko widać w jego dziełach, w symbolice, w szczegółach... Słysząc o Williamie Blake'u w uszach dzwoni nam fraza zasłyszana na lekcjach języka polskiego "Szalony Blake", "Wariat"... A czy ktokolwiek zadał sobie trud by sprawdzić czemu tak nazywamy tego artystę? Czy znamy jego życie? Jego osobowość od wczesnych lat wykazywała dziwaczne dla otoczenia, mistyczne i wizjonerskie cechy. Doznawał licznych objawień religijnych, co odzwierciedlało się w jego dziełach malarskich i pisarskich. To wszystko wiemy... Gdy jednak opowiadam moim turystom, że był to człowiek stroniący od wszelakich używek a z natury był domatorem rzadko opuszczającym swoje cztery ściany - mało kto daje temu wiarę.
W moim osobistym odczuciu absolutnie nie wolno interpretować sztuki - i nie ważne czy to będzie literatura, malarstwo, rzeźba czy muzyka - sztuki nie wolno interpretować w oderwaniu od życia twórców. Czemu na języku polskim nauczyciele mówią nam sentencje rodem z Gombrowicza "Słowacki wielkim poetą był!", Czemu omawiając lektury nikt nie powiedział nam o tym jakie życie prowadził sam Gombrowicz? Analizowałem w liceum "Ferdydurke" - pod dyktando mojej polonistki. I dopiero po latach zrozumiałem, że podana na tacy interpretacja mijała się z prawdą... Nie da się analizować sztuki, zrozumieć jej w oderwaniu od życia artystów. No nie da się!
Pracując od lat jako przewodnik - a kocham to robić ponad wszystko, staram się pokazywać ludziom drugą stronę obrazów, zabytków, muzeów... Ludzi trzeba zafascynować, opowiadać z głębokim przekonaniem i radością. Ileż razy miałem okazję obserwować swoich kolegów - którzy wiedzę przekazywali encyklopedycznie. Tak nie można.
Do tej małej dygresji zainspirowała mnie właśnie Kasia i galeria Tate Britain... A więc zanim wybierzecie się gdziekolwiek zaopatrzcie się w choćby podstawowy przewodnik. Czytajcie. Jakże przyjemniej będzie się zwiedzało, gdy obrazy nie będą zbieraniną obrazków a właśnie historią ludzkich przeżyć...
W Tate Britain historia ludzi widoczna jest na każdym kroku. Nawet sam budynek - klasyczny choć niebanalny - daje nam pewną namiastkę tego co odkryjemy w środku.
Historia galerii zaczyna się od momentu, gdy Henry Tate XVIII wieczny milioner cukrowy, podarował narodowi własne zbiory malarstwa wiktoriańskiego i trochę funduszy na budynek. Rząd po długim wahaniu, z niechęcią przyjął dar Tate'a. Rozpętała się dyskusja, gdzie należy postawić budynek na zbiory: w South Kensington, Blackfriars czy Millbank, gdzie grunty były dostępne najwcześniej. Pieniędzy było niedużo i postanowiono zastąpić dotychczasowe więzienie Millbank właśnie nową galerią Tate'a.
Dzisiaj to muzeum zachwyca - neoklasycystycznym wnętrzem zgodnym z duchem oświecenia, przepięknym hallem wejściowym i majestatyczną rotundą... Kilkanaście lat później William Turner, o którym bez wątpienia możemy powiedzieć, że jest dla Anglii tym samym czym dla nas Polaków Matejko - zapisuje narodowi ok. 300 obrazów, 20 tysięcy rysunków, i prawie trzysta szkicowników. I to wszystko do dnia dzisiejszego możemy oglądać odwiedzając Tate Britain. W galerii można także oglądać największą na świecie kolekcję malarstwa prerafaelitów - dodam, że prerafaeltitą był właśnie wspomniany przeze mnie Rosetti, którego żona popełniła samobójstwo. To słynne brytyjskie bractwo artystyczne w 1848 roku założyli John Everett Millais, Dante Gabriel Rosetti i William Hollman Hunt, młodzi malarze zbuntowani przeciw wiktoriańskiemu akademizmowi. Głosili odnowę sztuki w duchu prostoty i szczerości sprzed maniery Rafaela, stąd nazwa grupy prerafaelici. Postępowali według wskazań Johna Ruskina, który głosił artystyczny powrót do natury w myśl hasła "nic do wyrzucenia". Malując swoje obrazy, prerafaelici z fotograficzną wiernością odtwarzali każde źdźbło trawy i detal krajobrazu. A mimo to nie byli naturalistami, ich obrazy podszyte są symbolizmem. Otwierająca wystawę "Ofelia" Millaisa przedstawia samobójczą śmierć szekspirowskiej bohaterki "Hamleta". Artyście pozowała w wannie pełnej wody muza prerafaelitów Elisabeth Siddal, ale pejzaż malowany jest już drobiazgowo z natury...
Zwiedzając galerie nie wolno również przegapić obrazów Davida Hockney'a, które powstały przede wszystkim z braku pieniędzy... Jego obrazy mówią wiele o nim samym, jego zainteresowaniach, inspiracjach, poszukiwaniach, środowisku, podróżach i wydarzeniach, które okazały się twórczymi impulsami. Mają więc szeroki autobiograficzny kontekst, chociaż artysta nie traktuje ich jako dziennika czy szkicownika, lecz najczęściej jako samodzielne prace. I tutaj koniecznie trzeba zobaczyć "Mr and Mrs Clark and Percy" z 1971 r. nie bez powodu nazywany bywa „małżeństwem Arnolfinich XX wieku”. Podobnie jak 500 lat wcześniej Jan van Eyck malujący Arnolfinich Hockney proponuje coś więcej niż wizerunek dwojga młodych, pięknych i modnych przedstawicieli londyńskiej bohemy. Każdy szczegół, od przekwitających lilii w wazonie, po siedzącego na kolanach Ossiego Clarka kota, ma tu ukryte emblematyczne znaczenie. Artysta słynie jako mistrz portretu podwójnego.
Jako ciekawostkę dodam, iż Tate Britain w ostatnich latach przeszła gruntowny remont, który kosztował bagatela 45 mln funtów...
Oczywiście wstęp do Tate Britain jest absolutnie bezpłatny.