TRANSLATE

Citizen Of The World

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pilot. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pilot. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 7 czerwca 2016

Jamajka Rozdział 2 - "Z wielu narodów - jeden"



Gdy po raz pierwszy wyszedłem z lotniska w Montego Bay - będąc po raz pierwszy na Jamajce, dopiero zrozumiałem czym jest prawdziwy gorąc. Gdy wsiadałem do samolotu będąc jeszcze w Polsce - miałem na sobie długie spodnie i bluzę z kapturem... Gdy wychodziłem z lotniska marzyłem o jak najszybszym pozbyciu się zbędnej garderoby. Był wieczór - temperatura oscylowała w okolicach 28 stopni, ale to nie sama temperatura sprawiała, że czułem się niekomfortowo tylko wszechobecna wilgoć. Na Jamajce czujecie się tak jakby ktoś wrzucił was do słoika pełnego gorącej pary. Zanim przyzwyczaiłem się do upałów i wilgoci minęło kilka dni. 



Na Jamajce zaskakuje dosłownie wszystko - ale najbardziej ludzie! Uśmiechnięci, pomocni i rozśpiewani. Tutaj króluje jedno słowo - słyszane dosłownie na każdym kroku. "Jamal". Co znaczy? Właściwie wszystko :) Najczęściej używany jako przywitanie. ale równie dobrze może być oznaką radości albo zwykłą zgodą. I uwierzcie mi - będąc na Jamajce będziecie tego słowa nadużywać :) 




Wspomniałem też o muzykalności Jamajczyków. Oczywiście - nie może być inaczej. Tutaj śpiewa kelner w restauracji, sprzątaczka hotelowa, taksówkarz - kurcze tutaj każdy śpiewa i przysięgam mam wrażenie, że nikt nie fałszuje! Na każdym kroku słychać Boba Marleya, który przecież nie żyje od ładnych kilkudziesięciu lat - na Jamajce jednak Marley jest wiecznie żywy a jego przebój "One love" będzie z wami do końca waszego pobytu na tej karaibskiej wyspie. Zanim więc wylądujecie warto nauczyć się chociaż refrenu - znajomość tej piosenki bywa bardzo przydatna i to w najmniej oczekiwanych okolicznościach. W ogóle będąc tutaj warto cokolwiek wiedzieć o tym kraju, ale od razu ostrzegam niewielu Jamajczyków zrewanżuje wam się wiedzą o Polsce. 

Kilka dni temu wywołałem prawdziwy zachwyt w miejskim autobusie pokazując Jamajczykom zdjęcie śniegu zalegającego na moim warszawskim podwórku. Ludzie wymieniali się moim telefonem i wokół mnie zapanowała radosna wrzawa. Oni naprawdę marzą by zobaczyć śnieg! O ulepieniu bałwana nawet nie wspominam. Mało tego nawet mój zimowy ubiór wywołał falę komentarzy: szczególnie wełniana czapka, którą miałem okazje kupić będąc w Tatrach. Gdy tłumaczyłem, że w czasie zimy temperatura w Polsce zdarza się, że spada do -15 a nawet więcej bili radośnie brawa, gratulowali, że przeżyłem :) Tutaj nikt nie ma ocieplanej kurtki - bo i po co? W ich szafach króluje wyłącznie moda letnia. Żadne kozaki, rękawiczki, szaliki, kurtki puchowe... Nic z tych rzeczy! Jamajka to jedno wieczne, niekończące się lato! Na tą opowieść o Polsce jedna z murzynek zareagowała szczerą propozycją matrymonialną, Była gotowa wyjść za mnie i już jutro lecieć ze mną do Polski. I nie żartowała :)



Gdy mówiłem, że jestem z Polski dosłownie nikt, nic nie wiedział o naszym kraju. Nie mogłem uwierzyć, że nie wiedzą kim jest Jan Paweł II, Kopernik i Skłodowska-Curie. Naprawdę nie wiedzieli. Mało tego jedna z dziewczyn zapytała mnie czy w Polsce żyją misie Panda. Śmiałem się do rozpuku. Gdy mówiłem, że my też mamy morze - ale zimne i bez homarów, manatów i rafy koralowej - miałem wrażenie, że nie wierzą w ani jedno moje słowo. Rzecz jasna w trakcie moich kilkunastu podróży na Karaiby zdarzali się też tacy, którzy o Polsce wiedzieli - ale ci byli w zdecydowanej mniejszości i najczęściej byli to ludzie zatrudnieni w turystyce albo tacy, których edukacja nie skończyła się na szkole podstawowej.

Wśród społeczności jamajskiej białe twarze to rzadkość. Łącznie nas białych żyje na Jamajce może z 10%. Cała reszta to czarnoskórzy. To sprawia, że najchętniej czasem założyłbym maskę. Nie ma co ukrywać rzucamy się w oczy na każdym kroku. Jeśli dodatkowo nie mówimy doskonałym angielskim albo językiem patois - nie mamy co liczyć na zniżkę w sklepie. Wszyscy będą nas oceniać przez pryzmat koloru skóry a w konsekwencji będziemy utożsamiani z zamożnością. 



Kim są Jamajczycy? Na to pytanie ciężko odpowiedzieć. Ponad 2,7 mln mieszkańców wyspy to mieszanka ludzi pochodzenia: afrykańskiego, arabskiego, indiańskiego, europejskiego, która dała początek narodowemu mottu: "Z wielu narodów - jeden". Ten kraj to jedna wielka kulturowa mieszanka - dosłownie wszyscy, ale białych jak na lekarstwo. Niestety na Jamajce nadal panuje przekonanie, że biały człowiek to "Pan" i wyzyskiwacz. Skąd taka opinia? Otóż stąd, że przez kilka stuleci w czasie podbojów kolonialnych Hiszpanie, Francuzi, Holendrzy i Anglicy łupili na potęgę rdzennych mieszkańców Jamajki czyniąc sobie z nich uciemiężonych niewolników. Powiem więcej - do dzisiaj wielokrotnie zauważam, że biali mieszkańcy Jamajki traktują czarnoskórych mieszkańców z wyższością, przejawiając wobec nich rasizm... Oczywiście obecnie działa to także w drugą stronę. Wielokrotnie słyszałem także o przejawach rasizmu wobec białych - dlatego musimy pamiętać, że jesteśmy gośćmi i powinniśmy traktować każdego człowieka z należnym mu szacunkiem.

Jeśli pokochamy Jamajkę całym sercem - szybko odpłaci nam tym samym, a szczególnie pogodnym stwierdzeniem "No Problem". :)


Jamajka - Rozdział 1



Jest kraj na ziemi niezwykły... Dziewięć tysięcy kilometrów od Polski. Kraj wielobarwnych ptaków, błękitnej toni Morza Karaibskiego, pełen uśmiechniętych mieszkańców i zachwycających smaków. Witam na Jamajce!

Na Jamajkę można dotrzeć na wiele sposobów - dla nas rodaków nieposiadających amerykańskiej wizy najlepszym rozwiązaniem jest samolot z Warszawy przez Frankfurt bądź Brukselę do Montego Bay. Koszt przelotu w dwie strony waha się od dwóch do pięciu tysięcy złotych. Łączny czas przelotu to 12 godzin. O wiele tańszy jest przelot przez Chicago ale w tym przypadku należy postarać się o wizę amerykańską. Niezależnie od tego jakie międzylądowanie wybierzecie absolutnie nie polecam lotu do Kingston (stolica Jamajki) - daleko stąd do najciekawszych atrakcji a przede wszystkim daleko do wszystkich najpopularniejszych kurortów turystycznych takich jak Ocho Rios i Negril. Sama stolica Jamajki nie zachwyca a pobyt w niej może przysporzyć nam wielu problemów. O Kingston postaram się napisać w jednym z kolejnych postów.

Lecąc na Jamajkę nie musicie pamiętać o obowiązkowych szczepieniach - wystarczy wziąć ze sobą jakikolwiek skuteczny i sprawdzony repelent na komary - w niektórych porach roku jest ich tutaj całkiem sporo... 

Na Jamajce nie ma pór roku - tutaj zawsze jest gorąco. Temperatura właściwie nigdy nie spada poniżej 25 stopni Celsjusza. Sami Jamajczycy dzielą rok na dwie umowne pory: suchą i deszczową. Pora sucha to czas naszej polskiej zimy. Wtedy na Jamajce jest najwięcej turystów a hotele przeżywają prawdziwe oblężenie. Wśród turystów jednak ciężko znaleźć naszych rodaków. Nie usłyszymy tu naszej ojczystej mowy - oczywiście zdarzają się wyjątki, ale są to zazwyczaj Polacy mieszkający w Kanadzie bądź w USA dla których koszt wypoczynku na Karaibach nie stanowi dużego obciążenia dla domowego budżetu. Druga pora tzw deszczowa to czas pomiędzy kwietniem a październikiem. Nie martwcie się - w tym czasie także opalicie się niemiłosiernie :) Oczywiście w tym czasie deszcze są dosyć częste, ale najczęściej pada nie dłużej niż pół godziny i w zaledwie kilkanaście minut po deszczu nikt przebywający w tym czasie w hotelu nie zorientuje się, że w ogóle padał deszcz :) Po ulewie spokojnie można powrócić na plażę i rozkoszować się słońcem!

Jaki hotel wybrać będąc na Jamajce? Wszystko zależy od budżetu jakim dysponujecie. Bez problemu da się znaleźć nocleg już za kilkanaście dolarów, ale jeśli macie nieograniczony budżet to serdecznie polecam wszystkie znane kurorty takie jak sieć hoteli Riu, The SPA Retreat Boutique Hotel, Catcha Falling Star - tutaj ceny rozpoczynają się od 130 dolarów amerykańskich za nocleg a mieszkając w tych luksusowych hotelach już o nic więcej nie musiecie się martwić. Poczujecie się jak w raju...

Najtańszych noclegów polecam szukać poprzez stronę http://www.airbnb.pl

Z racji tego, że na Jamajkę latam jako pilot-przewodnik najczęściej mieszkam w hotelach wysokobudżetowych, ale gdy poznawałem Jamajkę na własną rękę każdorazowo wynajmowałem pokój bądź niewielki domek - wtedy ceny były naprawdę niskie. Zdarzyło mi się spędzić tydzień w okolicach Port Antonio za zaledwie 100 dolarów amerykańskich i bynajmniej nie nocowałem w spartańskich warunkach :)

Oczywiście Jamajkę najlepiej poznawać z dala od hotelowych enklaw, ale tylko wtedy, gdy choć trochę znacie język angielski, jesteście odważni a kąpiel w strumieniu i brak wifi nie stanowi dla was żadnego problemu... W razie jakichkolwiek problemów na miejscu pomocą służy nam przemiła Konsul Honorowa Pani Irena Cousins.








środa, 16 października 2013

Asyż - wycięty z białego kamienia diamentem słońca.



Jeśli komukolwiek wydaje się, że wizyta w Asyżu musi wiązać się z długimi modłami, adoracją krzyża i odmawianiem różańca - pomyli się! Nawet jeśli jesteś niewierzącym ateistą, któremu dalecy są pobożni święci - uwierz mi i tak zakochasz się w tym mieście! Niemożliwe? A jednak!

Oto Asyż - kraina intensywnie pachnącej lawendy, miliona drzew oliwkowych i wiecznie zielonych cyprysów. Asyż to także labirynt kwiatów, słonecznych uliczek, tajemniczych zakamarków i masywnych murów miejskich, ciągnących się na długości ponad pięciu kilometrów. W tym niezwykłym sercu Umbrii czas zatrzymał się i spogląda łaskawie na każdego przybywającego wędrowca. 

By Asyż poznać najlepiej jest w nim zabłądzić... Gdy po raz pierwszy w życiu dotarłem do miasta św. Franciszka poczułem niewyobrażalny przypływ optymizmu i to pomimo zmęczenia, które odczuwałem po kilkunastodniowym podróżowaniu autostopem. Jedyne o czym marzyłem wspinając się na zbocze góry Subasio, to litrowa butelka z wodą i sen. Maszerując wzdłuż drogi obserwowałem tysiące ptaków, słuchałem ich śpiewu, przyglądałem się różnokolorowym jaszczurkom, które widząc człowieka chowały się w popłochu pod kamienie. Widok majestatycznej bazyliki, która rozpościerała się wysoko przede mną, a która była także jednym z moich celów był zdumiewający i majestatyczny aż zapragnąłem utrwalić go w pamięci za wszelką cenę. Nie mogłem iść dalej. poczułem, że prawdziwa Umbria, prawdziwy Asyż jest właśnie tutaj - pomiędzy ukwieconymi łąkami, pod jednym z drzew oliwnych, pod szmaragdowym niebem w blasku słońca. Zboczyłem z trasy. Powędrowałem do gaju oliwnego, wybrałem jedno z najstarszych drzew i położyłem się pod nim uprzednio pod głowę podkładając ciążący mi od ponad dwóch godzin plecak. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Czułem się częścią krajobrazu, częścią tej malutkiej oazy spokoju i zadumy. Po blisko dwóch godzinach snu budząc się zrozumiałem, że podróżowanie to nie tylko zabytki, miasta i muzea - to także wszechobecna natura, kolory ziemi i uśmiech słońca.


Asyż położony jest w samym sercu Włoch. Zbudowany został na skalistym, zachodnim zboczu góry Subasio i od strony północnej ograniczony jest głębokim wąwozem potoku Tescio, a od południa rozległą równiną Umbrii. Za murami miasta mieszka zaledwie pięć tysięcy mieszkańców. Do dziś Asyż kojarzony jest głównie z wizerunkiem sakralnym św. Franciszka, który rozsławił swoje rodzinne miasto na całym świecie.
Niemal w każdym zakątku, na każdej wąskiej uliczce, wśród zabytkowych okiennic czuć religijność tego miasta. I bynajmniej religia nam się tutaj nie narzuca... W odróżnieniu od Watykanu, a nawet Padwy nikt nie będzie nas nagabywał do zakupu różańca czy tez jakichkolwiek innych dewocjonaliów. Miasto sprawia wręcz wrażenie jakby było pogrążone we śnie. Nie jest to jednak sen nudny - jest to sen magiczny. Jesteśmy uśpieni w innym wieku, w innej czasoprzestrzeni. Nawet ludzie wydają się jakby byli wycięci z czasów romańskiego bezkresu.   

Po stronie północnej znajduje się potężna, trzynastowieczna, gotycko-romańska bazylika, z drugiej strony miasta na całej jego rozciągłości rozsianych jest całe mnóstwo skromnych kościółków, które z pewnością bliższe by były żyjącemu ascetycznie Franciszkowi. Niestety, jakby na złość świętemu, jego imieniem została nazwana jedna z największych świątyń chrześcijaństwa wznosząca się na Wzgórzu Rajskim, czyli Bazylika św. Franciszka. Z pewnością bliższa filozofii franciszkańskiej jest zabytkowa Pustelnia Carceri. Jest to niewielki, położony na stoku górskim budynek konwentu i kościółek. To miejsce podarowane przez benedyktynów św. Franciszkowi. Często przebywał zarówno w kościółku, jak i w położonej nieopodal niewielkiej grocie.

Ciekawostką jest fakt, że w 2010 roku naukowcy z Europejskiej Agencji Kosmicznej odkryli, iż Asyż w ciągu ostatnich 20 lat obniżył się o ok. 15 cm. Naukowcy dokonali tego odkrycia analizując zdjęcia satelitarne. W reakcji na wiadomości o powolnym osiadaniu miasta mieszkańców i turystów od razu uspokoił burmistrz Asyżu, twierdząc, że miastu nic nie grozi.

W miejscu dzisiejszego Asyżu pierwsza miejscowość pojawiła się w III wieku naszej ery i nazywana była Asisium. W średniowieczu Włochy podzielone były na dziesiątki niezależnych księstw i miast - państw, które nie zawsze darzyły się przyjaźnią. W XII wieku miasto należało do Księstwa Spoleto i uczestniczyło w licznych wojnach z sąsiednimi miastami, głównie z pobliską Perugią. Pod koniec XII wieku Asyż zdobył niepodległość i powstał w nim samorząd miejski. W XIV wieku Asyż został włączony do Państwa Kościelnego i dopiero w 1860 roku stał się częścią Zjednoczonego Królestwa Włoch. 

Najstarsi mieszkańcy Asyżu mawiają, że wielkie trzęsienia zdarzają się w ich mieście raz na 100 lat. W 1997 roku Umbrię nawiedziły kolejne, niezwykle silne. Najpotężniejsze z nich miało miejsce 26 września. Wstrząsy spowodowały uszkodzenia historycznych budowli, w tym bazylik: Porcjunkuli, św. Klary, św. Franciszka i Świętego Konwentu Franciszkanów.

Pod spadającym fragmentem sufitu ze słynnymi freskami Giotta zginęły cztery osoby. Był wśród nich 22-letni Polak, Zdzisław Borowiec. Podczas jednej z podróży koleją spotkał franciszkanina, który wracał właśnie do ojczyzny po 13 latach spędzonych w Asyżu. Rozmowa, którą z nim nawiązał, z czasem zaowocowała łaską powołania. Jego marzeniem było wstąpienie do zakonu franciszkańskiego w Sacro Convento przy Bazylice św. Franciszka. Postępy w nauce języka włoskiego, zaplanowane studia teologiczne oraz pozytywna decyzja przełożonych sprawiły, że w połowie września 1997 roku wstąpił do postulatu. 26 września grupa zakonników i ekspertów udała się do bazyliki, by ocenić szkody po nocnych wstrząsach. Niespodziewanie o godzinie 11.40 nastąpiły kolejne, w wyniku których na młodego postulanta i jego starszego współbrata runął strop.

Choć trzęsienie ziemi wyrządziło niepowetowane szkody, powszechnie uważa się, że Asyż jeszcze nigdy nie wyglądał tak pięknie, jak po odbudowie. Jest to głównie zasługa ogromnego wysiłku organizacyjnego, finansowego i konserwatorskiego. Z tego powodu niektórzy owo katastrofalne zdarzenie zaczęli nazywać w duchu franciszkańskim Fratello Terremoto (Brat Trzęsienie Ziemi).

Od 1986 roku w Asyżu odbywają się coroczne Światowe Dni Modlitw o Pokój, zapoczątkowane przez Papieża Jana Pawła II. Kilka dni temu także Ojciec Święty Franciszek odwiedził Asyż. Nie bez powodu też wjeżdżając do Asyżu mijamy napis: "Benvenuti in Assisi - Citta della Pace", czyli "Witamy w Asyżu - mieście pokoju". I tak jak wspomniałem na początku - możecie być niewierzącymi w Boga ateistami, ale w tym mieście spotkacie się wyłącznie z sympatią, uśmiechem i życzliwością!

Na zakończenie długiego spaceru po Asyżu warto zajrzeć do słynącej z walorów smakowych i różnorodności umbryjskiej kuchni. Osobliwością regionu jest wypiekanie chleba bez soli – pozostałość po tzw. „wojnie o sól”. Nigdzie tak jak tu nie smakują dania z oliwek, owoców morza, ze słynną umbryjską porchettą na czele, ze względu na dodawanie do sosów obficie występujących na tym terenie czarnych trufli. Unikalny smak posiada także najsłynniejsze umbryjskie wino – Orvieto Classico.